Każdy z nas nie jest zadowolony ze swojej urody. Każdy gdyby mógł przerobił by siebie w kogoś innego.
Ja na przykład chciałabym być wysoką posągową pięknością o pełnych kobiecych kształtach, gładkiej opalonej skórze i eleganckim sposobie bycia. Problem w tym że chyba nie byłabym wtedy sobą.
I tak oto muszę pogodzić się z moją chłopięcą sylwetką, z kościstymi ramionami, łokciami jak haczyki, z obdartymi paznokciami i “niedoskonałościami” cery. /kto wymyślił to idiotyczne określenie/
Właściwie żyje sobie z nimi wszystkimi już jakiś czas i zdążyliśmy się do siebie przyzwyczaić.
Ostatnio, usłyszałam głos oburzonej znajomej, bo ktoś powiedział że jest gruba. Powiedzcie od kiedy grubość stała się obelgą? W mojej głowie nadal jest przymiotnikiem określającym sylwetkę. Przeciwieństwem do chuda. Nie byłam nigdy gruba i nie wiem jak to jest, ale czy grubi ludzie udają że tacy nie są? Ja wielokrotnie słyszę, że jestem chuda. Czasem kiedy ktoś mnie poznaje to zanim powie mi swoje imię to mówi “ojej jaka ty chuda”, ale powiedzenie gruba jest już niepoprawne politycznie.
Właściwie dlaczego? Czy grubość wyklucza bycie pięknym. NIE. Nadawanie pejoratywnego znaczenia przymiotnikom jest w naszych głowach. To my decydujemy czy kiedy usłyszymy o sobie “gruba”, “chuda” “małe piersi” “duży tyłek” to uznamy to za obelgę czy za komplement. A właściwie nie powinniśmy tego uznać ani za jedno ani za drugie, bo to tylko stwierdzenia. Takie same jak “niebieskooka”, “brunetka” “długowłosa”. To tylko określa jak wyglądamy, a nie jakie jesteśmy.
Kobiety mają niesamowitą kreatywność w wyszukiwaniu wad swojej urody. Nawet jeśli uznają że wszystko jest ok. to znajdą jakiś abstrakcyjny defekt np. coś nie tak z kolanami, brzydkie podeszwy stóp (Marlin Monroe), albo haczykowate łokcie tak jak ja. (za miliony lat po tym właśnie rozpoznają mojego kościotrupa). Dlaczego takiego samego zapału nie mamy w wyszukiwaniu swoich zalet?
Nieustannie maskujemy, tuszujemy, obciskamy, wypychamy, smarujemy, farbujemy, zakrywamy, odkrywamy, odwracamy uwagę, usuwamy i poprawiamy różne swoje cechy, żeby dorównać jakiemuś wzorcowi. Wzorcowi, które same sobie narzucamy. No i nie ukrywajmy, ten wzorzec jest mniej więcej dla wszystkich taki sam. Wysoka szczupła, ale z dużym biustem i pupą, z dużymi oczami i ustami, gładką cerą (właściwie gładkim wszystkim, nie licząc głowy). Czy nie jest trochę tak, że rezygnujemy z tego co nas wyróżnia żeby dążyć do bycia takim jakimi chcą być wszyscy?
Przecież nasz organizm i to jak wyglądamy to po pierwsze geny, jesteśmy miksem naszych rodziców dziadków i poprzednich pokoleń, to powód do dumy. Ja niedawno odkryłam że mam dołek w brodzie podobny do mojej mamy, chociaż chciałabym żeby był bardziej wyraźny jak u niej (jak zawsze nie można być w 100% zadowolonym nawet z tego co nam się podoba), może więc inne cechy mam po jakimś przodku bohaterze? Czy mam prawo mówić że są złe? Może jakiś mój pradziad powstaniec też miał problemy z cerą i dzięki temu uniknął jakichś kłopotów?
Po drugie nasz wygląd to trochę odbicie naszych charakterów i trybu życia. Tego co lubimy jeść, tego jak lubimy spędzać czas, tego czy się dużo uśmiechamy czy złościmy. Tego też nie powinnyśmy zmieniać.
Kobiety dążą do tego żeby wyglądać perfekcyjnie i bez skazy, najczęściej mimo nawału obowiązków, pracy, czy domu i dzieci, one chodzą na obcasie z makijażem i perfekcyjnym manicure’m. Nie ufam takim ludziom, jest duże prawdopodobieństwo, że są kosmitami.
Zaczęłam szczerze się zastanawiać czy znam osobiście jakieś brzydkie kobiety. Czy w moim otoczeniu są jakieś osoby, no którym jednak, jakoś miks genów i stylu życia nie wyszedł za dobrze.
Z satysfakcją stwierdzam że nie znam żadnej kobiety która jest definitywnie brzydka. Nawet jeśli w moim subiektywnym odczuciu, coś mi się nie podoba bo na przykład ma krzywy nos, to zaraz znajdę coś co mi się w niej podoba np. to że zawsze się uśmiecha. A ponad to jej “defekt” staje się jej znakiem szczególnym, jej wyróżnikiem, jej cechą wyjątkową. Bo od tej pory myślę nie znam drugiej takiej jak Jadźka z krzywym nosem.
Świat jest tak stworzony, że gdzie dwoje ludzi (zwłaszcza Polaków) tam trzy opinie. Idę o zakład że to co mi się w sobie nie podoba jest powodem do zazdrości jakieś innej dziewczyny. I tak jest z pewnością z waszymi cechami, które uważacie za wady. Na pewno znajdzie się ktoś komu one się podobają. Na zakończenie lista cech, których zazdroszczę u innych.
Duże i garbate nosy- uważam że nadają szlachetności.
Wysokie i ogólnie duże, krągłe sylwetki- są kobiece, postawne i dumne
Kręcone i puszące się włosy- takie które wszyscy zauważają
Wysokie czoła- to coś jak z nosem.
Piegi- chyba nie ma nic bardziej uroczego
Jednoznaczny kolor włosów- moja przyjaciółka, pisząc kiedyś wypracowanie- opis osoby w podstawówce, napisała, że mam włosy koloru błota i było to najtrafniejsze określenie jakie dotychczas na ich temat słyszałam. Dodam, że od paru lat jest to siwiejące błoto.
Otwarte oczy- jakbym się nie starała to zawsze widać mi powieki, podobno to fajnie jak zrobisz sobie jakiś widowiskowy makijaż, ale ja zwykle takiego nie mam.
Oczywiście podoba mi się wszystko czego sama nie mam, ale czy gdybym miała byłabym nadal tą samą osobą? Kiedyś bardzo chciałam być blondynką, utleniałam włosy na potęgę, ale wychodziły najwyżej ciemopomarańczowe. Co ciekawe, gdyby ktoś wtedy kazał mi powiedzieć swój rysopis, zaczęłabym od “brunetka”.
Kiedy na chwile przestaniemy przyglądać się szczegółom swojej urody, może poczujemy się sobą we własnej skórze. Uroda i wygląd to wypadkowa wielu cech, a przede wszystkim naszego humoru i pewności siebie.